Ostatnio miałem niepowtarzalną okazję pojeździć Jeepem Wranglerem. I to przez cały długi dzień. Wracając codziennie z pracy z warszawskiego Grochowa do Piaseczna zawsze narzekałem na wstrząsy i dziurawe drogi. Jadąc Wranglerem właściwie o tym zapomniałem – była cisza.
No ale muszę przecież znaleźć jakieś minusy. Pierwszy – to zawieszenie i wysokie koła, co powoduje opóźnienie w prowadzeniu, dosyć śmieszne uczucie. Człowiek skręca kołami i dopiero po chwili jest reakcja auta. Ale Wranglera nie kupuje się, aby się nim ścigać, więc jesteśmy w stanie to przeżyć.
Model, którym jeździłem to Wrangler unlimited czyli 5- drzwiowy. Silnik bardzo fajny – 3.6 V6 benzyna. Dysponuje on mocą 280 KM. W ofercie Jeepa jeszcze diesel 2.8 – ten natomiast ma 200 KM.
Dwa miesiące temu jeździłem wersją w dieslu, też chętnie przyjąłbym go w prezencie, ale to nie to samo, co benzyna. Benzyna ma to coś. Mamy automatyczną 5-biegową skrzynię, napęd na tył lub 4×4 i reduktory. Decyzje podejmujemy sami, nie automatyka.
Wrangler na asfalcie dobrze sobie radzi, w mojej pracy spotkałem kilku klientów, którzy potwierdzili, że spokojnie można jechać 180 km/h – choć moim zdaniem to dosyć ryzykowne.
Dostępne są 3 wersje wyposażenia: Sahara, Sport oraz Rubicon. Ja miałem dużą przyjemność jeździć wersją Rubicon, czyli najlepszą do terenu przez dodatkowe osłony i mocniejsze przełożenia. Zauroczyła mnie między innymi tym, że mimo klockowatego wyglądu i swojej oporności – jest modelem, którym chce się jechać gdzieś na wakacje, otworzyć dach i cieszyć się każdą chwilą. Miejsca w środku ma naprawdę sporo, spokojnie można się spakować w pięć osób i jechać w podróż. W wersji “krótkiej” nie jest tak różowo, ale cztery osoby z troszkę mniejszymi bagażami bez problemu dojadą do wybranego celu. Nagłośnienie też nie jest złe – markowane przez Alpine. Idealne wręcz, żeby zrobić imprezę na plaży.
Ten piękny dzień postanowiłem zacząć o poranku z Rubikonem zamiast kawy i wziąłem go na trochę romantyczną przejażdżkę po polu i kawałku lasu. Przyznaję – pozytywnie mnie zaskakiwał. Moglibyśmy być parą.
Jedyne, do czego bym się przyczepił – to do do opon, które nie trzymały tak, jak powinny. Ale muszę się tu od razu przyznać, że niecnie to wykorzystałem i wprowadziłem go parę razy w poślizg – zabawa przednia.
Ten samochód jest jednym z niewielu, który według mnie nie musi walczyć o klienta, on po prostu go do siebie przyciąga. Podchodzisz do niego, widzisz tę maskę, wsiadasz… i po prostu czujesz, czym jedziesz.
Więcej zdjęć znajdziesz w naszej galerii – kliknij tutaj!
Jeżeli chcesz być na bieżąco ze wszystkimi informacjami – zaglądnij też mój profil Facebook i Instagram.
Nasza strona internetowa 4wheelspassion używa plików cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody, możesz zmienić ustawienia swojej przeglądarki. W takim wypadku niektóre funkcje strony mogą źle działać.