Spełniać marzenia trzeba. Wszystkie. A przecież każdy ma inne.
Jedni chcą zwiedzać świat, inni – zjeść wyjątkowe potrawy, a jeszcze inni – spotkać ważne dla nich osoby.
Ja – dziecko wychowane przy samochodach – zawsze marzyłem o tym, żeby przejechać się legendami motoryzacji. No i udało się kolejny już raz!!!
Przedstawiam Wam dzisiaj Corvette C3 L82. Pod maską 5,7 litra, seryjnie 250KM. Ale jak to bywa z autami, które mają na karku 40 lat – krążą różne legendy. Ta prawdopodobnie ma założony ostry wałek przez swojego poprzedniego właściciela z Kalifornii. Spokojnie więc wypluwa 280 – 300KM. Do 3 tys obrotów jest łagodna, ale powyżej – budzi się w niej lwica. Przejeżdżając nią obok stojących na parkingu samochodów udało mi się odpalić kilka alarmów. Część z Was powie: “Wariat. Niekulturalny.” Rozumiem. Chociaż w tamtym momencie śmiałem się od ucha do ucha, słuchając prawdziwego dobrego V8.
Corvette C3 została wyprodukowana w ilości 542 741 sztuk, w latach 1968 – 1982. W ofercie przez te lata pojawiło się aż 7 jednostek silnikowych. My mieliśmy odmianę L82 – 5,7 litra pojemności V8. I co ważne: seryjnie zakuty cały silnik, czyli silnik powstał właśnie w technologii kucia, a nie odlewania. Daje to możliwość zwiększenia mocy do ponad 500 KM. Seryjnie, z mocą 250 KM, była w stanie rozpędzić się do 100km/h w czasie poniżej 6.5 sekund – co w latach 70-tych robiło wrażenie.
Najmocniejsza odmiana seryjna miała 460KM, przy pojemności skokowej silnika 7,4 litra. Prawdziwa ikona. Skrzynia biegów w naszym egzemplarzu była manualna – co nas ucieszyło. Automat nie byłby najszybszy, a tutaj – może twarde sprzęgło – ale biegi wchodziły idealnie. Dokładniej: 4 biegi. Czasem brakowało nam tego piątego, ale w latach 60 – 70 nie jeździło się ponad 180. 130 to już było bardzo szybko.
Rocznik 1978. Co się wtedy zdarzyło dobrego? Otwarto pierwsze legalne kasyno na zachodnim wybrzeżu USA i wystartował pierwszy rajd Paryż – Dakar. A dla mnie najważniejszy jest fakt, że wyprodukowano ten niezwykły samochód. Nasza biała piękność Wyjechała z fabryki – najpierw do Nowego Jorku jako auto dla biznesmena, który miał ją przez 7 lat, a następnie pojeździła trochę w okolicach Atlantic City. Jej ostatnim przystankiem była daleka Kalifornia, gdzie jej kolejny właściciel miał wobec niej swoje plany. Jak już wspomniałem, troszkę poprawił pracę silnika i kilku innych rzeczy. Niestety, skończyło się przypaleniem układu dolotowego ze względu na benzynę która na niego się wylała. Dzięki szybkiej reakcji kierowcy udało się to cudo uratować. I tak – pokaleczona i osierocona – stała na placu i czekała, aż ktoś się nią zaopiekuje. Któregoś dnia jej prośby zostały wysłuchane – przyjechała po nią laweta i przetransportowała ją do portu. I w drogę. Do Polski. Do Warszawy. A tutaj – mój znajomy z pomocą przyjaciół odbudował ją na pełny oryginał. Zajęło mu to trochę ale naprawdę było warto…
Dobra, to do konkretów: Jak to jeździ? No co mogę powiedzieć – jedno słowo: Niesamowicie. Wiadomo, to nie jest pocisk. Do sprzęgła trzeba mieć niezłą nogę, nie zawsze za pierwszym razem odpali. Zaparkować nią też nie jest łatwo. Ale to wszystko się nie liczy. Jak już odpali i poczujecie ten masaż V8, ten dźwięk…, to jeszcze tylko The Rolling Stones – i jesteście w innym świecie. Do 3 tysięcy obrotów nasza biała C3 jest podobna do zwykłego samochodu, powyżej – staje się szalona. Nagle dostaje “kopa”. I uwaga: trzeba wtedy pamiętać, że jedynym systemem bezpieczeństwa w tym samochodzie jesteś TY! W zakręcie dobrze się trzyma, chociaż można troszkę przedobrzyć i tyłek ucieka. Ale nie jest to jakimś problemem, bo szybko można ją opanować.
Teraz krótko o spalaniu, bo wiele osób mnie o to pytało. No powiem, że byłem zaskoczony, bo nie przekroczyła 20 litrów, a przy bardzo spokojnej jeździe zeszła na okolice 15 litrów na 100km. Według mnie to super wynik, biorąc pod uwagę że mamy 5,7 litra V8.
Część z Was może powie, że ten samochód powinien teraz już stać w muzeum. TOTALNIE SIĘ Z TYM NIE ZGADZAM. Takie auta powinny być odpalane i wyjeżdżać na ulice polskich miast. Pomysł, żeby je schować, porównałbym do zamknięcia w więzieniu wszystkich pięknych i dojrzałych kobiet. Rozumiem – są tacy, którzy chcą przez całe życie mieć przy sobie tylko dwudziestki, ale według mnie to jest nie do końca dobre myślenie.
Patrząc na piękno i kształty naszej C3, od razu widać, że Amerykańscy inżynierowie w latach 70 świetnie radzili sobie ze spasowaniem części karoserii. Trzeba pamiętać, że Corvette nie była metalowa na zewnątrz. Była składana z kompozytów, a dokładniej – z płata przedniego (zderzak, błotniki progi), płata tylnego (zderzak, błotniki dach), osobno: maski, drzwi oraz dwóch zdejmowanych części dachu. Jak zauważyliście: nie wspomniałem klapy bagażnika. Bagażnik w Corvette oczywiście jest, ale można się do niego dostać tylko przez położenie przednich foteli. I wbrew pozorom, jest całkiem spory.
Jeszcze jednym ciekawym rozwiązaniem, na które zwróciłem uwagę, jest wlew paliwa na środku tylnego zderzaka – idealne. Wyobraźcie sobie, że nikt nie czeka na odpowiedni dystrybutor. Podjeżdża po prostu tam, gdzie jest wolne…
Kończąc, muszę powiedzieć, że przejechałem się jedną z najwspanialszych legend. Prowadząc ją, byłem naprawdę cały czas uśmiechnięty. To idealny samochód na weekendowe przejażdżki. Jedzie się nią dużo lepiej, niż niejednym samochodem produkowanym teraz. Co tu dużo pisać – Nie chce się z niej wysiąść i tyle.
Więcej zdjęć znajdziesz w naszej galerii – kliknij tutaj!
Jeżeli chcesz być na bieżąco ze wszystkimi informacjami – zajrzyj też mój profil Facebook i Instagram.
Nasza strona internetowa 4wheelspassion używa plików cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody, możesz zmienić ustawienia swojej przeglądarki. W takim wypadku niektóre funkcje strony mogą źle działać.