Ostatnie dni sierpnia. Prawie jesień. Koniec wakacji. Nagle dzwoni telefon: „Jest. Możesz ją wziąć na kilka dni. Czerwona. Szybka i piękna. Chcesz?” Moja odpowiedź była oczywista. Zastanawiacie się jakie to auto ? Jaka marka ? Jaki model ? Dla ułatwienia cytat, który zrozumiałem w ten weekend:
„Alfę kupujemy kupujemy sercem. I podobnie jak w przypadku kobiet – tak samo z alfami – serce faceta wybiera tą przy której mu szybciej zabije, a nie koniecznie tą, która się innym podoba.”
Tak – jeździłem Alfą. A dokładnie Giuliettą Veloce (dla niewtajemniczonych: czytamy ‘welocze’). Po włosku oznacza to ‘szybka’ – a ona właśnie taka jest.
Jest to najostrzejsza wersja, następczyni „czterolistnej koniczynki”, co zawsze było oznaczeniem najszybszych wersji. Teraz producent zaczął od tego odchodzić i wprowadza nowe nazwy.
Pod maską – cztery cylindry o pojemności skokowej 1750 cm – nie jest to 1.7 ani 1.8 – jest 1750 i koniec, bez dyskusji. Silniczek oczywiście jest uturbiony, co oznacza, że dostajemy 240 KM i 340 Nm. Wszystko spięte z dwusprzęgłową skrzynią TCT od Alfy. Podchodziłem do niej ze strachem – chociaż wcale niepotrzebnie.
W czasie prób szybkościowych z konkurentem Golfem GTI Performance widać było, jak szybko Alfa zmienia biegi. Według mnie – jednakowo z zachwalaną skrzynią DSG. Dzięki temu połączeniu, pierwszą setkę zobaczymy po 6 sekundach, a prędkościomierz zatrzymuje się przy 245 km/h.
Układ kierowniczy bardzo dobrze zestrojony, lekko twardy – żeby auto dobrze się prowadziło w zakrętach. A prowadzi się w nich wyśmienicie. Elektroniczna szpera z przodu idealnie „wyciąga” z zakrętów.
A co jeżeli chodzi o zawieszenie ? Przód to klasycznie kolumny McPhersona, a tył to już nie belka, tylko wielowahaczowe zawieszenie. Wszystko idealnie pracuje w zakrętach i na prostej. I wszystkim możemy operować dzięki systemowi DNA, czyli trzy różne tryby jazdy: Dynamic (szalona Włoszka), All Weather (w pogotowiu), Normal (na co dzień) . W opanowaniu od czasu do czasu tej gorącej włoskiej krwi pomagają czerwone zaciski hamulców, firmowane przez Brembo.
Na wielki plus zasługuje układ wydechowy, który warczy przepięknie – nie będziecie niezauważeni na ulicy.
I dochodzimy wreszcie do pytania, czy ten samochód jest świeży, ładny z zewnątrz? Premiera odbyła się w roku 2010, czyli 7 lat temu. Sporo, jak na auta w naszych czasach. Nastąpiły oczywiście dwa faceliftingi – według mnie to zupełnie wystarczy i muszę powiedzieć, że ten z zewnątrz ten samochód po prostu mi się podoba.
Dlaczego rozdzieliłem wygląd zewnętrzny od reszty ? Bo wewnątrz Giulietta jest dosyć intrygująca. Z jednej strony – kierownica z wielkim jajkiem wewnątrz oraz radio wyglądające staromodnie, ale za to z drugiej – przepiękne fotele, idealnie trzymające w czasie jazdy. Ta Alfa jest połączeniem skrajności i jest to naprawdę interesujące…
Kierownica z łopatkami – i tu mnie coś zaskoczyło, pierwszy raz na plus. Ale dodatkowe podświetlenie? Myślicie: po cholerę? Przecież wiadomo, gdzie, co i jak. To wszystko jest zupełnie jasne, ale podświetlenie po prostu dodaje uroku – i mnie się akurat bardzo podoba.
Kawałek dalej – zegary, kolejny psikus włoskich projektantów. Zegary opisane po włosku – tzn. temperatura wody, obroty, oraz prędkość.
Włosi zadbali też bardzo dobrze o dźwięk wewnątrz. Wydech słychać pięknie, ale nie głuszy on muzyki docierającej z głośników markowanych przez Bose, w których skład wchodzi 9 głośników oraz głośnik niskotonowy w kole zapasowym.
Jedną rzeczą, która mi się nie spodobała, było rozłożenie przycisków/włączników w kabinie. Kilka z nich jest w miejscach nieintuicyjnych, na przykład: włączniki lamp przeciwmgielnych przy radiu. Ale pamiętajmy, że to jest włoskie auto, ona ma przede wszystkim wyglądać. A wygląda wspaniale.
Jeżeli kogoś z was interesuje spalanie (bo wiem, że tacy są): Alfa podaje 7 litrów na 100 km, mnie jednak wyszło maksymalnie 19 litrów, a minimalnie – 9.9 litra. Podejrzewam, że wynik 8 litrów jest do wykręcenia, ale nie przy mojej cięższej nodze.
No i jak myślicie, ile włosi mogli zażyczyć sobie za Hot Hatcha z ich stajni? 120 tysięcy? 130? 140? O nie nie: całe 118 tysięcy złotych. Plus oczywiście parę dodatków – i jest 120 lub 130 . Ale trzeba im przyznać, że w tej podstawie jest dobry silnik, wydech oraz wspaniałe fotele.
Oprócz silnika, który był w mojej Alfie, są jeszcze inne wersje, troszkę mniej podwyższające ciśnienie, a dokładnie: trzy wersje benzynowe 1.4 turbo 120 KM, kolejne 1.4 turbo 150 KM oraz – tu zaskoczenie – 1.4 turbo 170 KM. A coś niedużego dla handlowca we włoskim garniturze? Tu polecałbym silniki diesla: 1.6 120KM, 2.0 150KM oraz 2.0 175KM.
I teraz zupełnie na zakończenie: czy się zakochałem? Odpowiem wam słowami mojego ulubieńca z The Grand Tour, Jeremy’ego Clarksona: „Nieważne, czym jeździcie obecnie. I tak stracicie dla Alf głowę. Ja straciłem.”
Ja Maciek też straciłem. Po dwóch dniach nie widziałem już wad w tym aucie. Po prostu chciałem w niej siedzieć lub na nią patrzeć. I w stu procentach zgadzam się z dewizą Włochów, że człowieka i maszynę powinna łączyć pasja.
Więcej zdjęć znajdziesz w naszej galerii – kliknij tutaj!
Jeżeli chcesz być na bieżąco ze wszystkimi informacjami – zajrzyj też na profil Facebook i Instagram.
Szczególne podziękowania dla Dukiewicz serwis salon Alfa Romeo za użyczenie auta.
Nasza strona internetowa 4wheelspassion używa plików cookies. Jeśli nie wyrażasz zgody, możesz zmienić ustawienia swojej przeglądarki. W takim wypadku niektóre funkcje strony mogą źle działać.